wtorek, 15 lipca 2014

zazdroszczę formalności

Kolejna seria  przemyśleń i to z samego rana. Bo kto rano wstaje, ten ma dzieci :) 
Artur postanowił dziś wstać z tatusiem, czyli około godziny piątej a więc nie dał mi spać... Karmiąc go zajęłam się przeglądaniem Facebooka w tablecie aby nie zasnąć. I tu mnie naszło na przemyślenia...
Oczy moje ujrzały zdjęcia jednego z dobrych, starych znajomych. Były to fotki ze ślubu, wesela i chrzcin. Dziecko urodziło im się w styczniu tego roku a w czerwcu zorganizowali ślub i chrzciny w jednym dniu. Wczoraj fotki z tych wydarzeń opublikowali na Facebooku. Oczywiście musiałam wszystkie zdjęcia obejrzeć :) Rodzina w komplecie, biała, koronkowa suknia, spojrzenia, które mówią wiele... Patrzyłam i coś we mnie drgnęło. Pomyślałam, że koleś ma wymarzoną rodzinę, udało mu się w życiu. Ale zaraz...Przecież ja też mam świetną rodzinę! Mam mieszkanie, jakoś  nam się wiedzie, śliczne dziecko, kochającego i przystojnego partnera. Stop. Już wiem. PARTNERA! Mam partnera a nie męża. Chyba tu zabolało...
Mój komentarz pod zdjęciem z ich ślubu był odpowiedni: "zazdroszczę formalności". Myślałam, że ślub nie jest mi potrzebny do szczęścia, że wystarczy nam to, że się kochamy z M., że kochamy nasze dziecko... 
A jednak czegoś mi brak. Zazdroszczę formalności. Po urodzeniu Artura kilka rzeczy się zmieniło. Świat niby taki nowoczesny i ludzie też a wciąż się dziwnie patrzą kiedy rejestruje dziecko do lekarza i podaje swoje nazwisko, INNE nazwisko. Już na samej porodówce był problem z nazwaniem nas. Mąż to, żona tamo... Jaki mąż? Jaka żona? My nie mamy ślubu... Było tak dziwnie. Sami nie wiedzieliśmy czy tłumaczyć się z tego i poprawiać wszystkich czy zostawić to w spokoju i niech sobie mówią jak chcą. Dalej nie wiemy. Jednak podczas każdej takiej sytuacji, a pojawia się ich wiele, kłębią się dziwne myśli...
Miło by było być  żoną. Dojrzewam do małżeństwa :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz