poniedziałek, 28 lipca 2014

Matka frustratka

Nienawidzę kiedy ktoś mi mówi co mam robić.

Nie wiem czy jestem matką idealną, a raczej na pewno nią nie jestem. Nie zmienia to faktu, że jestem matką i chciałabym jak najlepiej dla mojego dziecka. Razem z M. robimy wszystko jak najlepiej potrafimy aby malec był szczęśliwy. Choć jesteśmy młodą parą i to nasze pierwsze dziecko, a żadne z nas nie miało wcześniej do czynienia z dziećmi a już na pewno nie z niemowlakami to jednak TO NASZE DZIECKO i my wiemy najlepiej jako rodzice czego mu trzeba. 
Nie wiem czemu mają służyć te głupie uwagi, rady. Nie lubię kiedy ktoś nam mówi co mamy robić. Ludzie, którzy wychowywali dzieci 25 lat temu owszem mają swoje doświadczenia i zdanie na pewne tematy związane z rodzicielstwem ale nic im do mojego wychowywania ! Może ja jestem przewrażliwiona ale nie wiem czy ktoś z Was byłby spokojny po całym dniu uwag i uprzedzania tego co sama chciałam zrobić. Dziecko to, dziecko tamto, powinnaś zrobić to tak... Ubieram swoje dziecko a ktoś mi "uprzejmie" pomaga z drugiej strony włożyć rączkę w rękawek... 
"Dziecko musi wiedzieć co to słodkie. Mój syn miał po czekoladzie biegunkę i wysypkę."Artur dostał do spróbowania czekoladę!  Zagotowało się we mnie! Po jakiego ... daje czekoladę mojemu dziecku bez mojej wiedzy, tym bardziej, że jej dziecko odchorowywało po takiej próbie?! 
Czasami ludzie nie myślą. Wiedzą lepiej.
Po takim dniu miałam dosyć. 

Nienawidzę kiedy ktoś mi mówi co mam robić.

wtorek, 15 lipca 2014

zazdroszczę formalności

Kolejna seria  przemyśleń i to z samego rana. Bo kto rano wstaje, ten ma dzieci :) 
Artur postanowił dziś wstać z tatusiem, czyli około godziny piątej a więc nie dał mi spać... Karmiąc go zajęłam się przeglądaniem Facebooka w tablecie aby nie zasnąć. I tu mnie naszło na przemyślenia...
Oczy moje ujrzały zdjęcia jednego z dobrych, starych znajomych. Były to fotki ze ślubu, wesela i chrzcin. Dziecko urodziło im się w styczniu tego roku a w czerwcu zorganizowali ślub i chrzciny w jednym dniu. Wczoraj fotki z tych wydarzeń opublikowali na Facebooku. Oczywiście musiałam wszystkie zdjęcia obejrzeć :) Rodzina w komplecie, biała, koronkowa suknia, spojrzenia, które mówią wiele... Patrzyłam i coś we mnie drgnęło. Pomyślałam, że koleś ma wymarzoną rodzinę, udało mu się w życiu. Ale zaraz...Przecież ja też mam świetną rodzinę! Mam mieszkanie, jakoś  nam się wiedzie, śliczne dziecko, kochającego i przystojnego partnera. Stop. Już wiem. PARTNERA! Mam partnera a nie męża. Chyba tu zabolało...
Mój komentarz pod zdjęciem z ich ślubu był odpowiedni: "zazdroszczę formalności". Myślałam, że ślub nie jest mi potrzebny do szczęścia, że wystarczy nam to, że się kochamy z M., że kochamy nasze dziecko... 
A jednak czegoś mi brak. Zazdroszczę formalności. Po urodzeniu Artura kilka rzeczy się zmieniło. Świat niby taki nowoczesny i ludzie też a wciąż się dziwnie patrzą kiedy rejestruje dziecko do lekarza i podaje swoje nazwisko, INNE nazwisko. Już na samej porodówce był problem z nazwaniem nas. Mąż to, żona tamo... Jaki mąż? Jaka żona? My nie mamy ślubu... Było tak dziwnie. Sami nie wiedzieliśmy czy tłumaczyć się z tego i poprawiać wszystkich czy zostawić to w spokoju i niech sobie mówią jak chcą. Dalej nie wiemy. Jednak podczas każdej takiej sytuacji, a pojawia się ich wiele, kłębią się dziwne myśli...
Miło by było być  żoną. Dojrzewam do małżeństwa :)


poniedziałek, 14 lipca 2014

Każda mama ma instynkt macierzyński?

Za oknem piękna pogoda, słonecznie i gorąco a mnie wzięło na przemyślenia na temat, który krąży mi po głowie odkąd urodziłam dziecko.  Nie odważyłam się jak dotąd komukolwiek o tym powiedzieć poza moim M., który oczywiście uważa, że jestem przepełniona instynktem do dziecka. Kochany jest :)
Ale nie o tym teraz. Moje spostrzeżenia w tym temacie bywały różne. Po urodzeniu Artura, jak to młoda mama byłam przez jakiś czas w lekkim szoku, jakbym była w jakimś transie poporodowym. Byłam a jakby mnie nie było. 
Karmienie piersią, raz udane, innym razem nie, zmiana pieluszek, odparzenia, wizyty u pediatry, bałagan w domu, obiadki, źle znoszone objawy po cesarskim cięciu... Nie pamiętam w tym wszystkim siebie. Teraz patrzę na siebie z tamtego okresu jak na cyborga, maszynę, która wykonywała poszczególne czynności w trybie energooszczędnym. Może brzmi dziwnie dla niektórych z Was ale tak, muszę przyznać, że chyba nie byłam wzorem, Matką Polką do naśladowania. Robiłam wszystko jak najlepiej umiałam, starałam się bardzo ale to był raczej tryb zadaniowy. Wykorzystywałam wiedzę nabytą podczas dziewięciu miesięcy ciąży z cudownych poradników i czasopism dotyczących macierzyństwa i po prostu to robiłam. 
Teraz myślę, że to trochę przykre ale wtedy nie potrafiłam sobie inaczej poradzić z nową sytuacją.
Dziś wiem, że wszystko się zmieniło :) Patrzę na malucha i wiem, że Go kocham. Wiem, że czasami mam gorsze dni i denerwuje się kiedy bobas obsika mnie po raz "n-ty" . Obsika mnie a ja i tak Go kocham. Teraz to wiem. Wiem, że to mój mały skarb i razem z dużym skarbem są moją małą rodziną, moim wszystkim...

Chyba to mam. 
Mam instynkt macierzyński.